Suflet jaglany z papryką

Z mojej książki „Zaskakująca kasza & ryż”

Suflet jaglany z papryką

Witam serdecznie po dłuższej przerwie! Nie było mnie z Wami ostatnio i być może pomyśleliście, że odpoczywam gdzieś na złotych piaskach mojego ulubionego Półwyspu? Nie ukrywam, że chętnie bym gdzieś wyjechała, ale na razie mogę tylko pomarzyć.  Szykują się spore zmiany i wciągnęły mnie nowe projekty. Tak więc zamiast odpoczywać, pracowałam ciężko – niczym pszczółka-robotnica :) Już za chwilę przedstawię Wam parę nowych rzeczy – zamykamy to wszystko właśnie na ostatni guzik – ale zanim to nastąpi, chciałabym przypomnieć Wam jeden z moich ulubionych przepisów z książki „Zaskakująca kasza & ryż” – „Suflet jaglany z papryką”.

Moim zdaniem to  jeden z lepszych przepisów z książki, ale w porównaniu z „Sernikiem z kaszy jaglanej”, który prawie od razu po publikacji książki zdążył wejść do kanonu polskich kulinariów, nie został chyba w pełni doceniony. I myślę, że nie tyle chodzi tu o sam przepis, co o pewien rodzaj naszej niechęci do przygotowywania sufletów – na ten temat  krąży tak wiele złych legend, że każdy boi się spróbować. O ile dobrze pamiętam, to chyba Spielberg, dobierając sobie kiedyś ekipę do nowego filmu,  zaczynał od testu sufletu. Wyglądało to w ten sposób, że kazał swojemu potencjalnemu pracownikowi upiec suflet i jeśli po wyjęciu z piekarnika suflet opadał, niedoszły pracownik odpadał :)  Suflet z kaszy jaglanej też trochę opadnie po wyjęciu z piekarnika, ale nie bójcie się, nie ma to żadnego wpływu ani na jego konsystencję, ani na smak.  Suflet jaglany jest lekki i puszysty jak pianka, a do tego ma cudownie paprykowy smak – jest tak delikatny, że dosłownie rozpływa się w ustach. Kasza jaglana i czerwona papryka to jeden z lepszych duetów. Suflet ten możecie piec w małych naczyniach do sufletu lub w jednym dużym naczyniu do zapiekania – na przykład takim jak na zdjęciu. Próbujcie i smakujcie – smacznego i na zdrowie! 

 

Kasza5

 

……………………………………………….

SUFLET JAGLANY Z PAPRYKĄ

Jest puszysty i delikatny w smaku, można go podać jako przystawkę – zarówno na ciepło, jak i na zimno, albo z odrobiną sosu i sałatką jako danie główne.

Rodzaj posiłku: obiad, lunch

Podajemy z: wybranym sosem, pasuje do ziemniaków, ryżu

Wegetariański: tak

Wegański: nie

Bezglutenowy: tak

Pięć Przemian: wzmacnia narządy trawienne

Ilość porcji: 4

 Suflet jaglany 2

Potrzebujemy

400 g czerwonej papryki, pokrojonej na kawałki

1 duża cebula, drobno pokrojona

200 g ugotowanej kaszy jaglanej

1 łyżeczka octu jabłkowego

1 łyżeczka sosu sojowego tamari

¾ łyżeczki zmielonej macy

lub gałki muszkatołowej

3 łyżki wina porto (opcja)

3 jajka

3 bardzo czubate łyżki mąki  ziemniaczanej

180 g greckiego jogurtu (1 op.)

sól i pieprz do smaku

 

1.  Rozgrzewamy olej na patelni, wrzucamy cebulę, mieszając smażymy przez jedną minutę. Dorzucamy paprykę, zmniejszamy ogień i smażymy pod przykryciem przez 10 minut, mieszając od czasu do czasu, żeby się nie przypaliła.

2.  Ugotowaną kaszę i paprykę – usmażoną razem z cebulą – wrzucamy do pojemnika malaksera. Miksujemy dość długo do uzyskania jednolitej, gładkiej konsystencji. Wlewamy ocet i sos sojowy, wrzucamy macę (gałkę), dodajemy wino porto (opcja) i doprawiamy do smaku solą oraz pieprzem, krótko miksujemy. Odstawiamy na 5 minut, żeby masa się ochłodziła.

3.  Osobno oddzielamy białka od żółtek, żółtka wrzucamy do przestudzonej kaszy i krótko miksujemy. Dodajemy mąkę ziemniaczaną, ponownie krótko miksujemy. Przekładamy do miski, wlewamy jogurt, mieszamy.

4.  Ubijamy na sztywno pianę z białek i łączymy z masą z kaszy.

5.  Niskie naczynie do zapiekania smarujemy olejem i wysypujemy bezglutenową bułką tartą. Wykładamy masę i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180˚C, pieczemy przez 30 minut. Podajemy od razu!

Pachnie i smakuje bosko :)

                                                                  Love,

                                                                                    Wasza Mariola

.…………………………………………………………………………………………………

Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka

ZdjęciaJacek Białołęcki; aranżacja potrawy i zdjęcia: Mariola Białołęcka

Copyright © 2015 by Jacek Białołęcki & Mariola Białołęcka | All Rights Reserved

 

Bezglutenowe muffinki z chia i kaszą kukurydzianą

Muffiny bezglutenowe i wegańskie – nie zawierają jajek, krowiego mleka, białej mąki i białego cukru!

Muffinki chia 2

Jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy ktoś mówił w Polsce, że jest wegetarianinem, wywoływał tym dużą konsternację, zwłaszcza jeśli był zaproszony na obiad. W naszym środowisku wegetarianami najpierw zostali Jola i Mirek (Trymbulakowie). Kiedy byli do mnie zaproszeni, kończyło się za każdym razem długim omawianiem potraw przez telefon,  co może się w nich znaleźć, a czego muszę unikać, zwłaszcza że ze względu na medytacje nie jedli także innych produktów, np. jajek, czosnku i cebuli. W zasadzie ich dieta była po części wegańska, ale tego słowa w Polsce w tym czasie prawie nikt nie znał, a jeśli nawet usłyszał i tak do końca nie rozumiał. Nawyk przygotowywania potraw w określony sposób był tak silny, że ludzie nie wyobrażali sobie na przykład, że można upiec ciasto, nie dodając do niego jajek. Książka Joli i Mirka „Nakarmić duszę”, którą wydałam w moim wydawnictwie, zaczęła powoli te wyobrażenia zmieniać. (Oczywiście wcześniej były już na rynku książki na temat wegetarianizmu, np. Grodeckiej, ale z tego co wiem od naszych Czytelników, dopiero nasza książka upowszechniła tę tematykę, być może ze względu na ciekawą formę i spory rozgłos, i chyba jako pierwsza pokazała potrawy wegańskie – jeśli ktoś ma inne informacje, prosiłabym, żeby się ze mną podzielił :)

Jednak przygotowując kilka lat później angielską wersję tej książki – „To Feed the Soul”, dopiero tak naprawdę poznaliśmy weganizm. Chociaż „Nakarmić duszę” było w Polsce książką nowatorską, okazało się, że Anglicy są już dalej, tak więc wiele przepisów musieliśmy opracować ponownie, żeby były wegańskie. Ja w zasadzie jadłam wówczas głównie tofu i warzywa, a mleko roślinne dodawałam prawie do wszystkiego, bo właśnie jedzenie roślinne najbardziej mi pasowało, miałam to chyba w genach, ponieważ jedna z sióstr mojej babki ze strony matki była wegetarianką. Ale Londyn naprawdę mnie wtedy zaskoczył. Przy okazji publikacji tej książki wyjeżdżaliśmy często do Londynu –  jej promocja odbyła się w jednym z ekskluzywnych butików przy Westbourne Grove (Notting Hill), którego właściciel posiadał również wegetariańską restaurację przy słynnej Portobello Road. Często byliśmy tam gośćmi, ale też wzdłuż Westbourne Grove restauracje wegetariańskie i wegańskie wyrastały jak grzyby po deszczu. Wzdłuż całej ulicy było mnóstwo miejsc, gdzie można było zjeść potrawy bez jajek, sera, twarogu, mleka, a ich smak i konsystencja sprawiały, że nie miało się poczucia, że je się coś gorszego, jak uważała wówczas większość osób w Polsce, jedzących mięso. Pamiętam zwłaszcza jedno takie miejsce, gdzie można było zamówić kaczkę, kurczaka i wołowinę po chińsku, tylko że te potrawy były wegetariańskie, przyrządzone z odpowiednio spreparowanej soi. Było to jedno z najbardziej zaskakujących doświadczeń kulinarnych w moim życiu, to co jadłam, wyglądało jak mięso i smakowało jak mięso, próbowałam więc przekonać siebie, że to nie jest mięso. Jednak złudzenie, że je się mięso, było tak silne, że do końca nie byłam pewna, co tak naprawdę jem. Na przykład kaczka miała typową kaczą skórkę…

Jak to mówi Lama Ole: „Wszystko jest snem, więc wszystko jest możliwe” :)

Dziś mamy do dyspozycji różne rodzaje jedzenia i mnóstwo nowych technik i diet. Kiedy zapraszam gości, mam niezły orzech do zgryzienia. Jeden je tylko paleo, drugi tylko raw, inni są weganami, nie wspomnę już o tych, którzy są na diecie bezglutenowej lub po prostu mają alergie pokarmowe czy też nie tolerują niektórych produktów. I tak dobrze, że nie mieszkamy w USA, moja znajoma ze Stanów organizowała ostatnio urodziny swojego syna, każde z 11 zaproszonych  dzieci miało na coś innego alergię i w zasadzie była zmuszona przygotować oddzielne dania dla każdego  z tych dzieciaków – w rezultacie każde na wejściu dostawało swój własny ozdobny box z jedzeniem. Świat staje się coraz bardziej globalny, a nasze jedzenie coraz bardziej się indywidualizuje :)

Zresztą pamiętam pobyt w ośrodku medytacyjnym w San Francisco kilkanaście lat temu, już wtedy Amerykanie mieli niezliczoną ilość alergii. Pokój do medytacji musiał być sterylny, dywany były traktowane środkiem na roztocza, nie wolno było palić kadzideł i z tego co pamiętam w tym pomieszczeniu były tylko sztuczne kwiaty, wszystko to z powodu różnych alergii, na które już wtedy cierpiało wiele osób.

 

Jedzenie a przyjmowanie gości, czyli tybetańska gościnność

Jak się zachować w takiej sytuacji, kiedy mamy gości, a oni jedzą coś innego niż my? Zwłaszcza kiedy dotyczy to jedzenia lub nie potraw mięsnych. Ja u siebie w domu kieruję się tzw. tybetańską gościnnością, oznacza ona, że gość jest ważniejszy ode mnie, chciałabym, żeby ta osoba dobrze się u mnie czuła, więc jeśli je mięso, podaję jej mięso. Jeśli nie jemy mięsa i nie chcemy go sami przygotowywać, możemy do tego podejść na kilka sposobów. Jeśli to krótki pobyt, zaprośmy gości do restauracji, możemy też zamówić jedzenie do domu lub poprosić o przygotowanie potraw kogoś innego, możliwości jest wiele. Podstawowa zasada jest taka, że robimy wszystko, żeby nasi goście dobrze się u nas czuli. Weganom przygotowujemy wegańskie jedzenie, komuś, kto lubi surowe, robimy zielone smoothies (staram się nie pouczać gości, jak mają się odżywiać, ale i tak pewnie coś wtedy wspomnę o surowej żywności, zwłaszcza jeśli będzie to zima :) a jeśli wiemy, że ktoś ma alergię na orzechy, nie stawiamy w ogóle takich potraw na stole, żeby ktoś nie zjadł przez pomyłkę czegoś, co może mu zaszkodzić. Postaram się jeszcze kiedyś napisać, jak gotowałam super zdrowo dla pewnego tybetańskiego Rinpocze i co z tego wynikło :)

 Muffinki z chia 4

Dziś zapraszam na muffinki z kaszą kukurydzianą i nasionami chia. Te nasiona to ostatnio moja wielka obsesja :) dodaję je do wszystkiego, uwielbiam lekko chrupiącą, zwartą konsystencję wypieków, która powstaje po dodaniu chia, a także delikatną galaretowatość różnych puddingów, owsianek i kremów, które możemy przyrządzić na bazie chia. Do tego mają one właściwości lecznicze – leczą wyściółkę jelit, a więc są szczególnie wskazane dla osób, które cierpią na nietolerancję glutenu.

 

BEZGLUTENOWE MUFFINKI Z CHIA I KASZĄ KUKURYDZIANĄ

 

Rodzaj posiłku: śniadanie/brunch/lunch box/do popołudniowej kawy

Podajemy z: polewą czekoladową, bitą śmietanką, lodami, masłem i miodem (tylko że wtedy nie będą już wegańskie), masą ganache, itp. 

Wegetariański: tak 

Wegański: tak

Bezglutenowy: tak 

Pięć Przemian: działanie neutralne

Ilość porcji: 9 – 10 muffinek

 

Muffinki chia 3

 

Żeby przygotować te muffinki, będziemy potrzebować:

90 g moreli suszonych na słońcu

2 – 3 łyżki rodzynek

100 g mąki kokosowej

180 g kaszki kukurydzianej

2 łyżeczki proszku do pieczenia

½ łyżeczki sody

½ łyżeczki zmielonego kardamonu

½ łyżeczki kurkumy

60 g oleju kokosowego

3 łyżki nasion chia

6 łyżek soku pomarańczowego

¼  szklanki drobno posiekanej, suszonej żurawiny

500 ml mleka sojowego lub kokosowego

(Jeśli ktoś woli bardziej słodki smak, może dodać

3 – 4 łyżki jasnego nierafinowanego cukru trzcinowego) 

 

Osobno

2 – 3 łyżki posiekanych orzechów i żurawiny

100 g gorzkiej czekolady i 1 łyżeczka oleju kokosowego (opcja)

 

  1. Morele wrzucamy do małej miski, zalewamy wrzątkiem, tak żeby woda tylko przykryła morele, i zostawiamy na 1 – 2 godziny do namoczenia.
  2. Rodzynki wrzucamy do osobnej miski, zalewamy wrzątkiem i zostawiamy do namoczenia na 1 – 2 godziny, tak jak morele.
  3. Kiedy morele są już namoczone, do osobnej miski wrzucamy mąkę kokosową, kaszę kukurydzianą, proszek do pieczenia, sodę, kardamon oraz kurkumę, mieszamy, żeby składniki dobrze się połączyły.
  4. Do jeszcze innej miseczki wrzucamy nasiona chia i wlewamy sok pomarańczowy, przez chwilę energicznie mieszamy składniki, a następnie zostawiamy na 5 – 10 minut, żeby chia napęczniały – po kilku/kilkunastu minutach utworzy się coś w rodzaju galaretki. Niektóre nasiona chia są bardziej suche i zanim wytworzy się galaretka, muszą poleżeć nawet kilkanaście minut. Jeśli po kilkunastu minutach nie wytworzy się coś w rodzaju galaretki – co może się zdarzyć – nie należy się tym przejmować, chia i tak spełnią swoje zadanie podczas pieczenia.
  5. Następnie rozpuszczamy olej kokosowy w małym rondelku i odstawiamy na bok do wystudzenia.
  6. Do pojemnika blendera lub do zwykłej, najlepiej wysokiej, miski (ja używam tutaj ręcznego blendera, żeby nie zbierać później tej masy ze ścianek i pokrywy malaksera, ale zróbcie tak, jak lubicie) wrzucamy namoczone i odsączone z wody morele, wlewamy 250 ml mleka i miksujemy do uzyskania gładkiej jednolitej emulsji, dodajemy chia i wystudzony olej kokosowy, miksujemy, aż składniki się połączą. Dodajemy resztę mleka (jeśli nie zmieści się wszystko w pojemniku, mleko możemy później dodać do mąki) i znów miksujemy.
  7. Teraz będzie nam potrzebny malakser, do jego pojemnika wrzucamy mąkę wymieszaną wcześniej z pozostałymi suchymi składnikami, przez chwilę miksujemy, to rozbije grudki, które tworzą się w mące kokosowej, a następnie wlewamy morele zmiksowane z mlekiem, kokosem oraz chia i wlewamy mleko, jeśli jeszcze zostało, miksujemy, aż wszystko się połączy i na koniec dodajemy posiekaną żurawinę i namoczone rodzynki, mieszamy.
  8. Przekładamy do foremek wysmarowanych olejem kokosowym i wysypanych mąką kukurydzianą – wierzch babeczek możemy posypać posiekanym orzechami i/lub suszoną żurawiną. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do180°C, z włączonym termoobiegiem, przez 20 – 25 minut lub do momentu aż patyczek włożony w środek muffinka będzie suchy.
  9. Kiedy muffiny wystygną, możemy polać je rozpuszczoną czekoladą. W tym celu rozpuszczamy w rondlu olej kokosowy na małym ogniu,  wrzucamy połamaną na kawałki czekoladę i mieszając rozpuszczamy czekoladę w oleju kokosowym. Kiedy masa przestygnie, nakładamy ją na muffiny. Muffiny można przełożyć do lodówki, żeby polewa szybciej zastygła – ciekawy i smaczny dodatek do tych pysznych i zdrowych babeczek. 

                                                                    With love,

                                                                                            Mariola 

 

Muffinki z chia 5

 

.…………………………………………………………………………………………………

Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka

ZdjęciaJacek Białołęcki; aranżacja potrawy i zdjęcia: Mariola Białołęcka

Copyright © 2015 by Jacek Białołęcki & Mariola Białołęcka | All Rights Reserved

 

 

Gryczanka

Czyli coś w rodzaju owsianki z kaszy gryczanej :)  Odprężające danie śniadaniowe pełne antyoksydantów. Nie zawiera glutenu, laktozy i białego cukru! 

 

Gryczanka

Gryka, z której wytwarza się kaszę gryczaną, to ciekawe zjawisko w świecie roślin. Nie przepadają za nią szkodniki, więc do jej uprawy zazwyczaj nie stosuje się środków ochrony roślin. Nie wymaga ona też intensywnego nawożenia mineralnego, ponieważ świetnie sobie sama radzi i potrafi dobrze wykorzystać substancje pokarmowe zawarte w glebie. Co więcej, gryka nieźle się szarogęsi, tak bardzo się rozrasta, że zagłusza wszystkie chwasty i w związku z tym do jej uprawy często nie stosuje się środków do zwalczania chwastów. Tak więc kasza gryczana zawiera mniej szkodliwych dla człowieka substancji, nawet wówczas, kiedy nie jest eko :) Jako ciekawostkę podam, że spożycie 100 g kaszy gryczanej zaspokaja dzienne zapotrzebowanie człowieka na niezbędne do życia aminokwasy egzogenne. Więcej informacji o gryce i kaszy gryczanej znajdziecie w mojej książce „Zaskakująca kasza & ryż”. Dowiecie się na przykład z kim kasza ta jest spokrewniona, co jest dość zaskakujące. W książce między innymi takie wymyślone przeze mnie potrawy, jak „Krakersy z kaszy gryczanej”, „Bolognese z kaszy gryczanej”, „Gryczane brownie” i „Babka z kaszy gryczanej”, jak się okazało, doceniane przez wiele osób :) 

Gdybyście byli zainteresowani, książkę można tu zamawiać :)

Okładka

 

Pudding

(„Pudding z kaszy gryczanej” z mojej książki „Zaskakująca kasza & ryż”)

Dzisiejszy przepis to jeden z tych przepisów, którego nie udało mi się już zmieścić w wyżej wymienionej książce. Zamiast niego dałam pieczony „Pudding z kaszy gryczanej” (na zdjęciu powyżej).  Na moim stole ta gryczanka pojawia się wiosną i latem w cudownie leniwe sobotnio-niedzielne poranki, ponieważ jest bardzo odprężająca. Polecam zwłaszcza w upały, jej składniki są lekko ochładzające i nie tylko ochłodzą nasze ciało, ale też wyciszą emocje :)

Składniki tego przepisu zostały tak pomyślane, żebyśmy mogli wzmocnić wątrobę teraz już dobrze oczyszczoną :) Gryczanka ma przyjemny, lekko gorzkawy posmak – tak jak lubię – a to dlatego że dodałam do niej surowe kakao i sok grapefruitowy. Wszystko to oczywiście nieprzypadkowo, gorzki smak, nawet tak delikatny jak tu, pomaga naszej wątrobie wyprodukować więcej żółci, dzięki czemu żadna komórka tłuszczowa i nigdzie! się nie odłoży :)  

Surowe kakao to jeden z cudownych składników tej gryczanki, jest ono uważane za super żywność, w skali ORAC (Oxygen Radical Absorbance Capacity) ma wysoką pozycję z następującymi wartościami: 55,653 μ mol TE/100g, co oznacza, że ma dużą zdolność do wychwytywania z naszego organizmu wolnych rodników – jest świetnym antyoksydantem i źródłem wiecznej młodości :)

Zapraszam na przepis!

 

GRYCZANKA

 

Rodzaj posiłku: śniadanie

Podajemy zświeżo wyciśniętym sokiem z różowego grapefruita, jogurtem z dobroczynnymi bakteriami, miodem, gruszką, świeżymi owocami sezonowymi, granatami, prażonymi chipsami kokosowymi, wiórkami kokosowymi raw, ewent. cukrem trzcinowym nierafinowanym, orzechami, migdałami.

Wegetariański: tak 

Wegański: tak, jeśli nie dodamy miodu

Bezglutenowy: tak 

Pięć Przemian: działanie chłodzące

Ilość porcji: 2 – 3 

 Gryczanka 2

200 g kaszy gryczanej niepalonej

500 ml gorącej wody

1 łyżka surowego kakao (lub zwykłego)

1 łyżka nasion chia (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością)

3 łyżki świeżo wyciśniętego soku z różowego grapefruita

500 ml mleka sojowego lub mleka z orzechów cashew

(ostatecznie może być mleko migdałowe)

 

 

Dodatki

Do gryczanki dodaję: świeżo wyciśnięty sok z różowego grapefruita, jogurt z dobroczynnymi bakteriami naturalny lub smakowy, czasami mleko roślinne i miód (wzmacnia jelita), gruszkę lub świeże owoce sezonowe razem z granatami, prażone chipsy kokosowe, wiórki kokosowe raw, czasami trochę cukru trzcinowego nierafinowanego, ewentualnie orzechy, migdały.

 

  1. Do garnka wlewam gorącą wodę, wrzucam kaszę gryczaną i surowe kakao. Zagotowuję pod przykryciem, odkrywam na 20 sekund, ponownie przykrywam garnek i gotuję na małym ogniu przez 20 minut. Odkrywam, odstawiam na bok na 5 minut, żeby trochę przestygła.
  2. Kiedy kasza się gotuje, do małej miseczki wsypuję nasiona chia i wlewam sok z grapefruita. Przez chwilę energicznie mieszam, żeby nasiona połączyły się dobrze z sokiem i zostawiam na 5 – 10 minut, żeby napęczniały. Powinny na koniec utworzyć coś w rodzaju galaretki.
  3. Wrzucam ugotowaną i przestudzoną kaszę do pojemnika malaksera (można też inaczej zmiksować, ale ważna jest tutaj kolejność, najpierw miksujemy samą kaszę, a potem dopiero dodajemy pozostałe składniki) i miksuję na gładko. Następnie dodaję 250 ml mleka, wrzucam namoczone chia, miksuję i wlewam resztę mleka. Ponownie miksuję, aż do uzyskania gładkiej emulsji. Gryczankę można nakładać od razu do miseczek lub po 10 – 15 minutach, wówczas będzie miała jeszcze bardziej budyniową konsystencję.

 

Na koniec nakładam pozostałe składniki… jest cudowna, jem, delektuję się i czuję, jak coraz bardziej się odprężam :)

 

                                                    With love,

                                                              Mariola

 

.…………………………………………………………………………………………………

Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka

ZdjęciaJacek Białołęcki; aranżacja potrawy i zdjęcia: Mariola Białołęcka

Copyright © 2014 by Jacek Białołęcki & Mariola Białołęcka | All Rights Reserved

 

Półwytrawne krakersy jaglane z sezamem i siemieniem

Bez glutenu, bez pszenicy, bez jajek i bez laktozy!

Wzmacniają nerki, wspomagają pracę jelit!

 Półwytrawne krakersy jaglane

Dziś chciałabym się z Wami podzielić przepisem, który powstał w wyniku moich eksperymentów z kaszami i siemieniem lnianym :) Sporo osób pytało mnie, czy można zastąpić nasiona chia w moich tortillach siemieniem lnianym. Otóż można i technika jest podobna, ale dokładnie tego samego efektu się nie uzyska, ponieważ po dodaniu zmiksowanego siemienia, kasza się tak dobrze nie zagęszcza, jak po dodaniu chia. I nie jest to kwestia ilości siemienia. Dzisiejszy przepis to wynik moich różnych prób, mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

A ja chciałabym jeszcze dorzucić parę słów na temat naturalnych metod leczenia. Jak z pewnością wiele osób wie, od lat zajmuję się naturalnymi metodami leczenia, wydaję (teraz też piszę) książki o tej tematyce, organizowałam różnego rodzaju kursy, a także  uczestniczyłam w rozlicznych kursach, zdobywając wiedzę z zakresu naturalnych metod leczenia. Poznałam różne metody i techniki, z których najbardziej odpowiada mi TMC (Tradycyjna Medycyna Chińska) i tutaj mam najlepsze przygotowanie. Każda metoda jest inna, nawet w obrębie medycyny orientalnej TMC różni się od Ajurwedy i Medycyny Tybetańskiej. Dlatego najlepiej byłoby wybrać jakiegoś specjalistę od terapii naturalnych i trzymać się już jednej metody. Dla przykładu opowiem, co mi się ostatnio przydarzyło. Bardzo cenię książki Hildegardy, jest tam przedstawionych sporo różnych terapii, są to bardzo inspirujące rzeczy, ale niektóre terapie są trudne do przeprowadzenia, ponieważ są oparte na produktach często w Polsce niedostępnych lub słabo dostępnych, np. tłuszcz niedźwiedzia lub skóra borsuka, a też charakter tych produktów może budzić różne wątpliwości. Ale jak się okazało, nie tylko to może stanowić problem.

Ktoś mi ostatnio przyniósł na wieczorne spotkanie ciasteczka relaksujące Hildegardy, produkowane przez jedną z polskich firm. Usiedliśmy, zrobiłam herbatę i zjedliśmy po kilka tych ciasteczek, zresztą bardzo smacznych. Tylko że nie były to ciasteczka relaksujące, wręcz przeciwnie.  Rzadko mi się to zdarza, ale tej nocy w ogóle nie mogłam spać, byłam cały czas mocno pobudzona, podniosło mi się ciśnienie krwi i kiedy o czwartej nad ranem robiłam kolejną herbatkę rumiankową, zastanawiając się, co się dzieje, przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić skład tych ciastek. I co się okazało, w ciasteczkach była gałka muszkatołowa, galagant, cynamon i goździki. Jeśli ktoś zna TMC, od razu będzie wiedział, o co chodzi. Wszystkie te przyprawy mocno rozgrzewają ciało, a to oznacza, że działają pobudzająco, nawet bardziej niż kawa. Galagant pobudza krążenie krwi, a cynamon dodatkowo wysusza ciało, czyli zmniejsza ilość płynów w ciele – a to nie sprzyja odprężeniu. Bez wątpienia tych ciastek nie powinno się jeść wieczorem, a już bezwzględnie powinny ich unikać osoby mające nadciśnienie i przegrzany organizm, ponieważ ich ciało i tak jest już nadmiernie pobudzone. I ciastka te nie powinny być określane jako relaksujące, bo łatwo można się pomylić, a nawet sobie zaszkodzić. Chcę przez to powiedzieć, że zanim zdecydujemy się spożywać coś w celach leczniczych, powinniśmy sprawdzić u kogoś, kto się na tym zna, czy w naszym przypadku jest to odpowiedni produkt :)

Oczywiście, są też produkty działające na nas łagodnie i takie możemy stosować sami, bez konsultacji ze specjalistą, więcej o tym już wkrótce :)

 

PÓŁWYTRAWNE KRAKERSY JAGLANE Z SEZAMEM I SIEMIENIEM

Półwytrawne krakersy jaglane 2

200 g kaszy jaglanej

500 ml gorącej wody

 

1 lekko czubata łyżka siemienia lnianego

4 lekko czubate łyżki nasion sezamu, obłuszczonych

kilka/kilkanaście łyżek czarnego sezamu

3 łyżki karobu (lub kakao)

2 łyżki jasnego cukru trzcinowego muscovado,

nierafinowanego

½ łyżeczki cynamonu (opcja)

szczypta soli

 

1.          W młynku do kawy miksuję siemię lniane do uzyskania konsystencji mąki,  przekładam do małej miseczki, odstawiam na bok.

2.          Osobno miksuję dwie łyżki nasion sezamu, również do uzyskania konsystencji mąki, przekładam do małej miseczki, odstawiam na bok.

3.          Kaszę jaglaną wrzucam do garnka, wlewam gorącą wodę. Zagotowuję pod przykryciem na dużym ogniu. Kiedy woda zaczyna wrzeć, odkrywam garnek i gotuję przez 20 sekund przez cały czas na dużym ogniu, żeby część wody wyparowała. Następnie zmniejszam ogień, garnek ponownie przykrywam i gotuję przez  20 minut.

4.          Ugotowaną kaszę studzę przez 5 minut i przekładam do pojemnika malaksera. Miksuję, aż masa stanie się jednolita. 

5.           Do gorącej zmiksowanej kaszy dodaję zmiksowane siemię lniane, zmiksowany sezam, karob, cukier, cynamon (opcja), sól i miksuję do momentu, aż składniki dobrze się połączą.

6.          Powstałe w ten sposób ciasto dzielę na dwie części, a następnie każdą część wykładam osobno na przygotowane wcześniej kawałki papieru do pieczenia – potrzebne będą w sumie cztery kawałki papieru tej samej wielkości, dwa pod spód i dwa na wierzch. Z każdej części formuję kulę, uważając, żeby się nie poparzyć, najlepiej za pomocą papieru, ponieważ masa dość mocno się klei, a następnie rozciągam lekko na papierze i przykrywam drugim kawałkiem papieru do pieczenia i lekko rozwałkowuję. Zdejmuję górny papier i na powstały placek wykładam równomiernie jedną czubatą łyżkę nie zmielonych nasion sezamu. Lekko je wgniatam w placek, a następnie ponownie przykrywam placek papierem i rozwałkowuję całość, aż placek będzie miał grubość około 2 –3 mm. (Jeśli ciasto trudno jest rozwałkować, np. papier się ściąga, trzeba zdjąć górny papier, ponownie położyć na cieście i dalej wałkować).  Na koniec zdejmuję bardzo ostrożnie papier – powinien bez problemu odchodzić, ale czasami może oderwać kawałeczek ciasta, dlatego trzeba zrobić to delikatnie. Tak samo postępuję z drugim plackiem. Placki  zostawiam na pół godziny.

7.          W międzyczasie wysypuję na talerz trochę nasion czarnego sezamu, a z przygotowanego ciasta wycinam niewielkie krążki, np. za pomocą kołnierza cukierniczego. Krążki obtaczam w nasionach czarnego sezamu z obu stron, lekko dociskając, a następnie nakładam je na dość mocno rozgrzaną patelnię. Podpiekam trzy minuty z jednej strony i dwie minuty z drugiej strony. Wykładam na talerz i zostawiam do wystudzenia. Po wystudzeniu krakersy stężeją i wtedy dopiero można je podawać. Najlepsze są tego dnia, kiedy zostały przygotowane.

Krakersy jaglane można jeść same lub z różnymi dodatkami, masłem, serem, dżemem. Są smaczne, odżywcze i wspierają zdrowie. Enjoy!

                               

                                                           Smacznego i na zdrowie!

                                                                            Wasza Mariola

………………………………………………………………………………………………….

Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka

Zdjęcia – aranżacja i wykonanie: Mariola Białołęcka

Copyright © 2014 by Mariola Białołęcka | All Rights Reserved

Aromatyczne mini tortille z dzikiego ryżu

Bez glutenu, bez tłuszczu, bez jajek!

Niski indeks glikemiczny, dużo wartości odżywczych!

 Tortille z dzikiego ryżu 1

                                                                           ♥

Kiedy pracowałam nad przepisami do książki „Zaskakująca kasza & ryż”, to właśnie dziki ryż okazał się  moim największym odkryciem. Urzekły mnie różne jego właściwości – ciekawy wygląd, nie dający się do końca określić aromat, a także zdecydowany smak. W książce znajdziecie więcej smacznych przepisów z dzikim ryżem w roli głównej, a dziś zapraszam na mini tortille, przygotowane z tej arcyciekawej rośliny :)

Dziki ryż nie jest zbożem, tak naprawdę są to nasiona trawy wodnej (zizania aquatica) spokrewnionej z rodziną ryżową. Te ciemne, podłużne i aromatyczne ziarenka są podczas obróbki pozbawiane zewnętrznej łuski, ale nie są polerowane, dlatego zawierają całe mnóstwo wartościowych składników: cynku, magnezu, witamin z grupy B, błonnika, a do tego przeciwutleniacze. Olejek z dzikiego ryżu jest na przykład wykorzystywany w kremach dla skóry dojrzałej, ponieważ ma wspaniałe właściwości odmładzające skórę – stanowi prawdziwy eliksir młodości. Nasza zizania ma też dużo białka, dużo więcej niż inne rodzaje ryżu, ma  działanie ogólnie wzmacniające organizm i jest moczopędna, korzystnie działa na nerki, wątrobę, serce i żołądek. Co więcej, jej spożywanie pomaga pozbyć się toksyn i metali ciężkich z organizmu. Jak widać warto jeść dziki ryż, ponieważ to samo zdrowie :)

 

MINI TORTILLE Z DZIKIEGO RYŻU

Rodzaj posiłku: zastępuje chleb podczas śniadania, brunchu, pikniku

Podajemy z:  masłem, różnymi pastami, serami, kotletami, z dodatkiem warzyw, sosów

Wegetariański: tak

Wegański: tak

Bezglutenowy: tak

Pięć Przemian: działanie wzmacniające

Ilość porcji: kilka tortilli

 Tortille z dzikim ryżem 2

 

200 g dzikiego ryżu

625 ml wody

1 łyżka nasion chia

1 i 1/2 łyżki nasion chia

1 łyżeczka suszonego tymianku

sól i pieprz do smaku

2 łyżki zmielonych na mąkę nasion słonecznika (opcja)

 

osobno

1 łyżka nasion słonecznika

1 łyżeczka wiórków kokosowych

 

  1. W młynku do kawy miksuję 1 i 1/2 łyżki nasion chia, przekładam do małej     miseczki, odstawiam na bok.

  2. Dziki ryż wrzucam do garnka, wlewam wodę. Zagotowuję pod przykryciem na dużym ogniu. Kiedy woda zaczyna wrzeć, odkrywam garnek i gotuję przez 20 sekund cały czas na dużym ogniu, żeby część wody wyparowała. Następnie zmniejszam ogień, garnek ponownie przykrywam i na małym ogniu gotuję przez  40 minut.

  3. Ugotowany ryż studzę przez 5 minut i ewentualnie odcedzam, jeśli woda nie została całkowicie wchłonięta przez ryż. Zanim wrzucę ryż do miksowania, odkładam 1 – 2 łyżki ugotowanego ryżu do osobnej miseczki, będzie nam potrzebny do dekoracji tortilli. Następnie przekładam ryż do pojemnika malaksera. Miksuję, aż masa stanie się jednolita. 

  4.  Dodaję nasiona chia oraz zmiksowane nasiona chia, tymianek, pieprz oraz sól do smaku. Miksuję przez 2 minuty, żeby składniki dobrze się połączyły. Jeśli masa jest dość rzadka i mocno się lepi, można dodać 2 łyżki zmiksowanych nasion słonecznika i krótko całość zmiksować.

  5. Powstałe w ten sposób ciasto dzielę na dwie części, a następnie każdą część wykładam osobno na przygotowane wcześniej kawałki papieru do pieczenia – potrzebne będą w sumie cztery kawałki papieru tej samej wielkości, dwa pod spód i dwa na wierzch. Z każdej części formuję kulę, uważając, żeby się nie poparzyć,

    najlepiej za pomocą papieru do pieczenia, ponieważ masa dość mocno się klei, a następnie przykrywam drugim kawałkiem papieru do pieczenia i lekko rozwałkowuję. Zdejmuję górny papier i posypuję równomiernie powierzchnię placka ziarnami słonecznika, wiórkami kokosowymi i niezmiksowanymi ziarnami dzikiego ryżu (tu będziemy potrzebować trochę wyczucia, nie możemy dać za dużo ziaren na wierzch, żeby póżniej tortille się nie rozpadały i nie za dużo w jednym miejscu – właśnie z tego powodu). Ponownie przykrywam placek i rozwałkowuję za pomocą drewnianego wałka w taki sposób, żeby ciasto miało grubość ok. 2 –3 mm. (Jeśli ciasto trudno jest rozwałkować, np. papier się ściąga, trzeba zdjąć górny papier, ponownie położyć na cieście i dalej wałkować).  Na koniec zdejmuję bardzo ostrożnie papier – powinien bez problemu odchodzić, ale czasami może oderwać kawałeczek ciasta, dlatego trzeba zrobić to delikatnie. Tak samo postępuję z drugim plackiem. Odstawiam oba placki na pół godziny.

  6. Z przygotowanego w ten sposób ciasta wycinam niewielkie krążki, np. za pomocą kołnierza cukierniczego i nakładam je na dość mocno rozgrzaną patelnię. Podpiekam po 1 – 2 minuty z każdej strony (tu każdy sam zdecyduje, jak mocno podpieczoną tortillę lubi). Podaję od razu. Są przepyszne i mają ciekawą konsystencję!  

  7. Ciasto to można przygotować wieczorem poprzedniego dnia, rozwałkować, odczekać 30 minut, wyciąć krążki, a następnie przechowywać je w lodówce. Rano wystarczy  wrzucić krążki na patelnię i możemy podczas śniadania delektować się pysznym ciepłym chlebkiem, za który z pewnością nasz żołądek będzie nam wdzięczny. Żeby krążki ciasta nie posklejały się w lodówce, przekładamy je kawałkami papieru do pieczenia. Ciasto przechowujemy w woreczku lub zawinięte w folię. Podobnie postępujemy z upieczonymi tortillami – można je także przechowywać w lodówce (przez 3 – 4 dni), a przed użyciem wystarczy tylko je podgrzać na patelni.

     Tortille z dzikiego ryżu 3         (wierzch tortilli ozdabiamy całymi ziarnami dzikiego ryżu, słonecznika i wiórkami            kokosowymi, dzięki temu nasze tortille nie tylko ładnie wyglądają, ale są też                                                                     bardziej chrupkie :)                                                           

                                                         Smacznego!

                                                                             Wasza,

                                                                                            Mariola

P.S. O dzikim ryżu można więcej poczytać w tym miejscu:

………………………………………………………………………………………………….

Opracowanie przepisu – pomysł i wykonanie: Mariola Białołęcka

Zdjęcia – aranżacja i wykonanie: Mariola Białołęcka

Copyright © 2014 by Mariola Białołęcka | All Rights Reserved